Krupówki – Zakopane
Należą do pierwszej piątki najsłynniejszych ulic w Polsce. Ktoś trafnie porównał je do Doliny Jozafata, gdzie według Biblii wszyscy ludzie mają się spotkać w dniu Sądu Ostatecznego. Istotnie, atmosfera Krupówek w sezonie letnim albo zimowym ma w sobie coś z Sądu Ostatecznego albo wieży Babel – na tej zaledwie ponad kilometrowej ulicy kłębi się kolorowy różnojęzyczny tłum. Jedni są rozbawieni i szczęśliwi, inni zachmurzeni i nerwowi. Ten natłok osób powoduje, że możesz poczuć niepokój i przemożną siłę – zechcesz gdzieś pędzić – tylko dokąd?, coś robić – tylko co? W takim wypadku najlepiej usiąść na ławce i przez chwilę popatrzeć na wszystko z dystansu. Dzieją się tu różne rzeczy – handlowcy sprzedają, portreciści malują, turyści spacerują, Indianie grają, dziewczyny tańczą, pijacy się zataczają, konie stukają kopytami i tak dalej. Od pory roku i pogody zależy, co się robi na Krupówkach – albo wspina się z nartami pod górę, albo się pije szampana w noc sylwestrową, albo stoi się pod sklepem i wlewa w siebie morze wody mineralnej. Są tacy, którzy unikają tej ulicy jak ognia, nie chcąc mieć nic wspólnego z tłumem i zgiełkiem. Lecz są i tacy, co potrafią godzinami przechadzać się tam i z powrotem, setny raz przypatrując się jakiejś witrynie lub po raz pierwszy cieszyć się z odkrycia wcześniej nie widzianego gzymsu. Często czuć zapach końskiego łajna, bo przecież przejeżdżają tu góralskie dorożki. Raz do roku rozbrzmiewa beczenie owiec pędzonych na redyk w góry. Od zawsze na Krupówkach demonstrowano nowe narty i wystrzałowe ciuchy. Dziś pokazuje się najnowsze rowery górskie albo telefony komórkowe.
Ulica jest niezbyt szeroka, nawet niedługa, a niektóre stojące przy niej budynki nie zrobiłyby kariery nawet w pięciotysięcznym miasteczku galicyjskim za czasów Franciszka Józefa. Od lat co rusz słyszy się wybrzydzania, że brak jej koncepcji architektonicznej, że w zabudowie panuje chaos i pomieszanie stylów – lecz przecież głównym architektem tej ulicy zawsze było życie. Dziś coraz więcej barwnych neonów, szyldów, reklam chwali kapitalizm, średnio co miesiąc tu czy tam zmienia się sklep, branża, właściciel lokalu, tak że nawet stali mieszkańcy nie są w stanie nadążyć. Ale nie znajdziecie takiego człowieka, który, będąc w Zakopanem, pominąłby Krupówki. Coś w tym jest, że do miejsc, o których słyszy się tyle złego, co dobrego, zawsze ciągną tłumy.
Nazwa używana od lat 80. XIX w. pochodzi od nazwiska rodziny Krupów lub też Krupowskich, do których należały grunty w okolicach górnej części dzisiejszych Krupówek. Ulica, mająca początkowo charakter ścieżki łączącej centrum przy Kościeliskiej z Kuźnicami, rozwinęła się w latach 70. ubiegłego stulecia. Najdalej na południe wysunięty był dom należący do rodziny Gąsieniców Kołodziejów, obok dzisiejszej poczty, w którym zatrzymywali się letnicy. Nieco wyżej w 1876 r. Walery Eliasz postawił, jako pierwszy z przyjezdnych, letni dom; mniej więcej od tamtych czasów Krupówki zaczęły odgrywać rolę pierwszej ulicy w Zakopanem. Powstawały przy niej najpierw sklepy i drobne zakłady rzemieślnicze, później instytucje, muzea, siedziby towarzystw itd. Ulica stała się nie tylko centrum reprezentacyjnym, ale handlowym i administracyjnym. Domy, które budowano, były różne – od parterowych drewnianych chałup po piętrowe secesyjne budynki. Pożar w styczniu 1899 r. wyeliminował część drewnianej zabudowy, na miejscu której wyrosły murowane kamienice. Po I wojnie światowej wyraźnie wyznaczono południową granicę ulicy przy przecznicy Witkiewicza. Od stu lat każda przewijająca się przez historię moda zostawiła swój ślad w architekturze, przez co niektórzy uważają Krupówki za najbrzydsze i najbardziej bezstylowe, podczas gdy inni dopatrują się w tym pomieszaniu swoistego uroku i niepowtarzalnego charakteru.
Krupówki, które są centralną ulicą Zakopanego, mają połączenia z wieloma innymi głównymi arteriami. Przebiegają przez środek miasta na osi północny zachód-południowy wschód. Tutaj mieści się większość sklepów, lokali, instytucji. Od prawie dwudziestu lat ulica jest zamknięta dla ruchu kołowego. Na szczęście!